Recenzja filmu

Smak curry (2013)
Ritesh Batra
Irrfan Khan
Nimrat Kaur

Listy pikanterią podszyte

Stara i dobra kobieca metoda na połów mężczyzn, czyli "przez żołądek do serca" sprawdzała się w kinie już wielokrotnie. Pełen przekrój różnorakich kobiet przez wyzwolone, konserwatywne po
Stara i dobra kobieca metoda na połów mężczyzn, czyli "przez żołądek do serca" sprawdzała się w kinie już wielokrotnie. Pełen przekrój różnorakich kobiet przez wyzwolone, konserwatywne po zamężne, wolne i wyemancypowane korzystały nie tylko ze swoich fizycznych atrybutów, ale podczas połowu męskich serc używały również swoich kulinarnych umiejętności, chcąc zaprezentować się mężczyznom z jak najlepszej strony. W przypadku filmu "Smak curry" nie ma jednak mowy o służebności jednej płci wobec drugiej. Nie jest to też zwyczajna komedia romantyczna, których pełno w walentynkowym okresie. W sfilmowanej tu męsko-damskiej relacji pojawia się za to trzeci, istotny dla fabuły bohater, który zazwyczaj traktowany był jako drugoplanowy statysta. Mowa tu o samym pożywieniu, nie będącym jednak narzędziem do kobiecej autoprezentacji i polem do popisu dla jej sercowych potrzeb. Prowiant stanowi tu subtelną i oryginalną nić porozumiewania się pomiędzy sfrustrowaną i zmęczoną życiem kurą domową a samotnym i izolującym się od świata wdowcem. Bardzo istotną rzeczą jest również fakt, iż z bollywoodzką fabryką snów film ten nie ma estetycznie i formalnie nic wspólnego, co totalnie odróżnia go od przesyconych piosenkami i kiczem produkcji typu "Czasem słońce, czasem deszcz".



W Indiach od wielu lat istnieje niezawodny system dostarczania posiłków z domu do miejsca pracy. Wiele firm zajmujących się dostarczaniem średnio 200 tys. obiadów dziennie szczyci się tak wielką skutecznością, iż nawet amerykańcy naukowcy z Harvardu przyjechali zbadać i opisać sposób organizacji dystrybucji owych domowych obiadów. Stwierdzono, iż podobno tylko jedna na 6 milionów porcji zostaje dostarczona w złe ręce. Świat filmu nie mógł takiej szansy przepuścić, dlatego fabułę filmu "Smak curry" oparł właśnie na tak rzadko spotykanej pomyłce.

Saajan Fernandez (Irrfan Khan) to jeden z setek tysięcy pracowników biurowych, który zasiada przed stertą papierów i wykonuje żmudną, urzędniczą pracę. Codziennie też zamawia obiad z lokalnej restauracji, która nie wykazuje się zbytnim wyszukaniem w zakresie przygotowywanych posiłków.

Ila z kolei (Nimrat Kaur) to oddana i pracowita żona, która przesiadując w domu, każde przedpołudnie spędza na szykowaniu obiadu pracującemu mężowi. Korzystając z indyjskiego systemu dostarczania domowych obiadów do miejsca pracy, pewnego dnia jej menażka z prowiantem zamiast do męża zostaje omyłkowo dostarczona na biurko Saajana. Ten, dostrzegając pomyłkę w dostarczanych menażkach, zwraca ją do nieznanego jeszcze nadawcy (Ila) z załączonym listem i oceną posiłku. W ten sposób rozpoczyna się słodko-gorzka, gastronomiczna rozmowa na listy pomiędzy Saajanem i Ilą.



Każde z nich zacznie się przed drugą osobą coraz bardziej otwierać. Saajan zwierzy się ze swojego samotnego bytowania i depresji związanej z niedawną śmiercią żony. W międzyczasie dostanie w pracy pod opiekę nowicjusza (Nawazuddin Siddiqui), którego będzie miał za zadanie przeszkolić w swoich obowiązkach, a który zdecydowanie od Saajana odstaje pod względem życiowego optymizmu, energii i żywotności. Ila z kolei odkryje przykrą tajemnicę swojego męża, co tylko zintensyfikuje jej poczucie wyizolowania i samotności, w jakiej się znalazła, a w rezultacie czego coraz bardziej odda się listownej relacji z Saajanem. Ich wzajemna korespondencja, oparta na kulinarnej ekstrawagancji, będącej niejednokrotnie egzemplifikacją ich uczuć wobec siebie, stanowić będzie oryginalną jak na dzisiejsze kino formą porozumienia.



Film na gruncie innych historii miłosnych wyróżnia się przede wszystkim relacją damsko-męską opartą na porozumieniu jedynie pisanego słowa. W trakcie rozwoju akcji będą oni starali się ze sobą w końcu spotkać, ale czy spotkanie dojdzie do skutku, tego zdradzić nie mogę. Co jednak istotne, pełnometrażowy debiut indyjskiego reżysera (Ritesh Batra) wyróżnia się subtelnością w przekazie i nienachalnym budowaniem relacji między bohaterami. Całość zaś oparta na papierowej korespondencji wzbudzić może poczucie nostalgii w tych, którzy pamiętają jeszcze dryg emocji towarzyszący otwieraniu długo wyczekiwanych listów. Nie warto kierować się faktem, iż jest to produkcja indyjska (jeśli kogoś to oczywiście razi), bo film posiada wszelkie walory solidnej produkcji kina europejskiego krzepiącej serce i dającej poczucie, że nieszczęśliwcy i samotnicy w średnim lub podeszłym już wieku mają ciągle szanse na życie pełnią smaków, pomimo codziennej goryczy i zgorzknienia otaczającej ich rzeczywistości.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dlaczego seryjny morderca z Indii posypuje swoje ofiary przyprawami? Bo nie ma zbrodni bez curry. Wiem,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones